środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział XV- To tylko urojenia.

- Angie -
Mogłam nareszcie przytulić Alicie. 2 dzień, czuje się już lepiej, natomiast martwię się o stan zdrowia Violetty. Nie jestem w stanie nawet do niej pójść, porozmawiać z nią i zapewnić że wszystko jest w porządku..

Dzień mijał w monotonnym nastroju, miałam nadzieję, że za chwile wejdzie tutaj moja siostrzenica, przytuli mnie i opowie jedną z tych swoich historii. Jednak to było niemożliwe. Leżała na OIOMie, z ranami na rękach i ciężkim stanem. I mimo tego, że był przy mnie German, nie czułam się taka jaka powinnam się czuć po urodzeniu dziecka. Alicia była moim światełkiem. Gdy tylko o niej pomyślałam, robiło mi się lżej na sercu. Wstałam, aby przejść się po szpitalu. Byłam sama, German pojechał do domu, Alicia była przynoszona do mnie na praktycznie cały dzień, dziś jednak nie byłam w stanie się nią zająć.\
Przemierzając korytarze, ustałam przed salą Violi, i popatrzyłam w szybę naprzeciwko. Wybudziła się, tak, to już wiedziałam. Od kilku dni, nareszcie pozwolono mi tam wejść i z nią porozmawiać, był jeden warunek, na kilka minut.
- Hej.. - Powiedziałam ciężko, jednocześnie nie mogąc patrzeć na jej rany.
- Cześć Angie. - Odparła cicho, łapiąc moją rękę.
- Jak się czujesz? Lepiej ?
- Przez kilka dni byłam pod kroplówką, nie jestem w stanie określić.
Nie chciałam pytać jej o pobicie, bo wiem jaki to dla niej ciężki temat. Udawałam taką Angie, jaką zawsze byłam, ale nie mogłam nią być, to dla mnie za ciężkie.
- Chcesz zobaczyć Alicię ?
- To jedyne o czym ostatnio myślę. Może inaczej, to jedna z niewielu pocieszających mnie myśli.
- Poczekaj. - Zerwałam się, i popędziłam w stronę sali noworodków.
Alicia mogła leżeć na sali zdrowych. Jej stan był przeciętny, a życiu nic nie zagrażało. Za zgodą jednej z jakże sympatycznych pielęgniarek, wzięłam moją córkę na ręce. Jak to świetnie brzmi. Ja i dziecko, nigdy się tego nie spodziewałam. Nie powinnam brać Alici w miejsca odległe od sali noworodków, lub mojej sali. Było to wręcz nieodpowiedzialne. Ale jeśli Violetta chciała zobaczyć swoją siostrę, mogłam zrobić część rzeczy aby ją tam przynieść.
- To twoja siostra.. - Powiedziałam, delikatnie kołysząc Ali na rękach.
- Piękna jest.. - Odrzekła, przyglądając się jej małej twarzyczce. Patrzyła szklanymi oczami na dziewczynkę. Próbowała się nie rozpłakać.
Uśmiechnęłam się, a myślałam, że sama zaraz się poryczę.
- Nie sądziłam, że po śmierci mamy będę miała jeszcze jakiekolwiek rodzeństwo. Co mogę powiedzieć? Dziękuje..
Teraz łzy leciały mi po policzkach. Wzruszyłam się..
Po 30 minutowej wizycie u mojej siostrzenicy, byłam szczęśliwa, że z nią porozmawiałam. Nie pytałam dużo, natomiast więcej odpowiadałam. Niosąc jak najszybciej Ali na rękach z powrotem, poczułam się źle. Zawołałam pierwszą lepszą pielęgniarkę, i oddałam jej na ręce moją córkę..
- German -
Siedziałem, przebierając papiery, spisując rachunki. W pewnym momencie otrzymałem telefon. Spodziewałem się Angie, jednak to nie była Angie.
Zemdlała. Rzuciłem wszystko i popędziłem do samochodu. Wiedziałem, że mdlejąc uderzyła bardzo mocno głową, dlatego teraz jej stan jest nawet zagrażający życiu. W panice ruszyłem. Wymijałem wszelkie samochody, i jechałem niezgodnie z przepisami. Alicia była bezpieczna. Jechałem jak wariat. 180 na godzinę. wymijając samochody. Wysiadłem z samochodu, trzasnąłem drzwiami i nawet zapomniałem ich zablokować. Idąc słyszałem tylko szum. Nie było trudno dostać się do odpowiedniej sali.
- Wstrząs mózgu? Co sie z nią dzieje ? - Powiedziałem, niemal krzycząc.
- Zagrożenie wstrząsem mózgu, lub wylewem. Proszę być spokojnym.
- Jak mogę być spokojny, jeśli moja żona może umrzeć ? - Krzyknąłem, wyrzucając z ręki kluczyki. - Przepraszam, poniosło mnie.
Byłem zestresowany, zdenerwowany i bałem się. Usiadłem na krześle. W szybie widziałem, jak lekarze ratują życie Angeles. Nagle wszystko przestało działać..
Ocknąłem się, i dla pewności spojrzałem na szybę jeszcze raz. Angie leżała nieprzytomna, ale wszystko to, to po prostu urojenia. Teraz mi się nie zdawało, jej stan się pogorszył. Automatycznie pojawiły się tam 2 pięlęgniarki oraz kilku lekarzy. Tak, teraz walczyli o jej życie. Miałem ochotę krzyknąć i nigdy już nie wrócić na ziemię. Jednak dla Alici, nie zrobię sobie nic. I nagle zdarzył się cud. Stan Angie wrócił do normalności. Zsunąłem się na ziemię, od szyby. Siedziałem, myśląc. Ogarnąłem się, i wstałem. Spojrzałem na nią jeszcze raz, czy to na pewno prawda.. Jeszcze kilka minut temu widziałem umierającą Angeles, teraz, leży.. Nieprzytomna, ale żyje. Odzyskałem świadomość. Usiadłem na krześle. Jeden z lekarzy coś do mnie mówił. Ja nie słuchałem. Zerwałem się gwałtownie, i ruszyłem, ignorując osoby które do mnie mówiły.
'' SALA NOWORODKÓW ''
Wszedłem, i wziąłem Alicie na ręce. Przytuliłem ją, przestała płakać. Wiedziałem, że była pod dobrą opieką.
- Twoja mama żyje.. - Mruknąłem pod nosem.
Nie otrzymam odpowiedzi, tak całkowicie zdaje sobie z tego sprawę. Jednak cisza, spowodowana przez brak płaczu, wystarczająco mi odpowiedziała. Trzymałem córkę na rękach, kołysząc ją. Usnęła. Popatrzyłem na nią, była taka podobna do Angeles.. Taka piękna. Jej usta takie wyraziste. Odłożyłem Ali bezpośrednio do kojca. Usiadłem jeszcze raz, ale tym razem, minimalnie się uśmiechnąłem.
_____________
Ups, wcześniej nie dodałam '' czegoś ode mnie ''.
Tak więc rozdziały są bardzo rzadko  braku czasu bla bla bla, ale postaram się pisać cześciej :>
Pozdrowionka, Daria.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział XIV - Nareszcie spokój.

- German -
Noc spędzona w szpitalu, zero wiadomości na temat stanu Violetty, a o Angie wiem tyle, że na razie śpi i nie ma sensu jej budzić. Co z naszym dzieckiem. Nie do końca zdrowa, piękna dziewczynka, z jedną nogą dłuższą a drugą krótszą. Była wcześniakiem w 7 miesiącu, takie objawy są normalne. Położne stwierdziły, że to sie unormuje. Szczerze? Wątpie, ale pokochałem ją jeszcze mocniej gdy ją zobaczyłem. Godzina 7;00. Szpital budzi się do życia. W nocy było około 15 przyjazdów karetki. W uszach miałem szum, a przed oczami widok Violetty.
- Co do cholery się dzieję ? - Powiedziałem, niestety głośno.
- Życie.. - Odpowiedział męski głos. Obejrzałem się za siebie. Korytarzem szedł Rodrigo. Okrążył siedziska, i usiadł obok mnie. Znałem go z opowiadań Angie, i z naszej '' rozmowy '' która trwała dosłownie 5 minut.
- Co tu robisz?
- Przyjechałem gdy tylko dowiedziałem się co sie dzieje.
- Do Angie ?
- I Violetty.
Uważałem, że niepotrzebnie tu przyjechał. Jednak jeśli się martwił.
- Zero informacji o Violettcie, prawdopodobnie może leżeć w śpiącz..
- A co z Angie ? - Byłem pewien, że przyjechał tu tylko aby dowiedzieć się coś o Angie.
- Urodziła.
- Już? To dopiero 7 miesiąc. - Odpowiedział zdziwiony.
- Tak, niedokońca zdrowa dziewczynka.
- Praca na mnie czeka, ale życze zdrowia, trzymaj się. - Odszedł, wahając się chwilę czy nie podejść do lekarza prowadzącego ciążę Angie. Powstrzymał się jednak, i ruszył dalej.
Przemierzałem wolnym krokiem korytarze. I teraz wróciło do mnie sumienie o niepilnowaniu mojej córki. Czemu odpuściłem? Jednak mam też bardzo radykalne odpowiedzi. Violetta jest już pełnoletnia i ma prawo wychodzenia samej. Po wielu godzinach, pytaniach, niepokoju wreszcie mogłem odwiedzić Angie. Wszedłem do jej sali. Nie, nie spała, była obudzona i wyglądała nadal pięknie.
- Jak się czujesz?
- Tak jak kobieta która urodziła wcześniaka w 7 miesiącu.
- Chyba nie dam rady odczuć.
- No nie. - Uśmiechnęła się.
Była słaba, blada i wydawała się być smutna.
- Widziałem ją.. Jest śliczna, po mamie.
- Tobie pozwolili, mi nie pozwalają. Uważają, że jestem w złym stanie, a dziecko może to odczuć, może za kilka godzin..
- Ma się dobrze. Oddycha samodzielnie, a różnica pomiędzy wielkością jej nóg nie jest duża, damy radę.
- Myślałam nad imionami..
- I co wymyśliłaś ?
- Alicia.
- Imie jest śliczne ale, dlaczego akurat te ?
- Po prostu bardzo mi się spodobało.
- Alicia Castillo.
- Tak, Alicia Castillo.
Cmoknąłem Angie, i wyszedłem z jej sali, ponieważ już mnie poganiano. Kamień spadł mi z serca, dosłownie. Czułem się tak lepiej, jak dobrze że nic jej nie jest. Było mi jednak ciężko patrząc na Violettę. Jej ręce, całe w siniakach, głowa w ranach, a widziałem ją tylko przez szybę. Co mnie tak ruszał ? To, że to ona musiała być pobita. Kto ją tak pobił i dlaczego. Mimo pytań, nikt mi nie odpowiedział. Powinienem sobie sam odpowiedzieć.
Idąc zauważyłem stojący przed głównym wejściem szpitala radiowóz. Spodziewałem się, że to do mnie, oraz do Violetty. Nie porozmawiają z nią, więc na pewno będą mieli zamiar porozmawiać ze mną. Ruszyłem w drugą stronę, starając się ich nie zobaczyć. Pojawiłem się w barze. Od 19 godzin nic nie jadłem, wziąłem hot doga oraz wodę, po czym opuściłem szpitalny bar i ruszyłem w stronę OIOMu. Tak, siedzieli tam, czekali na mnie.
- Pan German Castillo ? - Powiedział jeden z nich wstając.
- Tak, to ja.
- Chodzi o..
- Tak wiem, o moją córkę, powie pan o co chodzi, i zakończmy rozmowę. - Byłem zdenerwowany i nieprzyjemny. Muszą przyjeżdżać akurat teraz.
Po wyczerpującej, półgodzinnej i ciężkiej psychicznie rozmowie, mogłem usiąść i pobyć chwilę sam. Mój spokój przerywały ciągłe odgłosy karetek, płacz, a także głos pielęgniarek mówiących przez '' Mikrofon '' jakie to zmiany i kto ma teraz przyjść. Mimo to, nie przejmowałem się. Byłem trochę spokojniejszy. Dowiedziałem się kto pobił Violettę. Jakiś małolat. Nie wiedzą jeszcze czemu, a sam nie dojdę do tego faktu.
- Panie Germanie - Usłyszałem głos znajomej już mi pielęgniarki, z którą widziałem się nie raz.
- Tak ? - Wstałem gwałtownie, podchodząc do drzwi przy których czekała na mnie Sara, bo tak miała na imię.
- Violetta już się wybudziła, jednak na razie jest w słabym stanie, fizycznym jak i zarówno psychicznym. Prosiła aby powiadomił pan; i tu dokładnie cytuję pańską córkę '' Leona, mojego chłopaka ''. To była jej jedyna prośba. Powiadomię pana, gdy będzie można już z nią porozmawiać.
- Dziękuje.. - Zamilkłem. - I tak, oczywiście, proszę jej przekazać, że zostanie powiadomiony.
Od razu zadzwoniłem do Leona. Ona go teraz potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek.
15 minut później, Leon pojawił się w szpitalu. Był zdenerwowany i zestresowany.
- Wszystko z nią w porządku. No, nie wszystko, ale jej stan jest w miarę.
- Ale co się tak na prawdę stało ? - Usiadł obok.
- Za długa historia, nie teraz, przepraszam.
Wstałem, a mój wzrok skierował się na korytarz prowadzący do sali Angeles. Gdy do niej wszedłem oraz opowiedziałem jej wszystko, poczuła się lepiej. Uśmiechnęła się, nareszcie mogę ujrzeć jej szczery uśmiech..
________________________________
Znowu długa nieobecność, ale teraz to czyste lenistwo i brak czasu. Rozdział ma dużo dialogu, ale starałam się aby wyjaśnił wszelkie wydarzenia z rozdziału trzynastego. Czemu akurat trzynasty, i tyle akcji? Otóż to, pechowy numerek, pechowy rozdział. Planuję spisać moje pomysły na kartce, bo podczas pisania tego rozdziału przyszło mi ich wiele, ale nie są na tą chwilę. ^^
Czekam na opinie :>
Daria.

sobota, 9 sierpnia 2014

NEW. Rozdział XIII - Będzie dobrze.

- Angeles -
W moim pokoju stało piękne, drewniane, pomalowane na biało łóżeczko. Nie, nie było nowe. Było to łóżeczko po Violettcie. Podbiegłam i spojrzałam. Jeszcze pamiętam jak Maria usypiała ją na rękach, kładąc jej główkę wraz z ciałem delikatnie na jedwabną, malutką pościel w kwiatki. Gdy Viola udawała, że dzwoni do każdego z rodziny trzymając przy uchu pamiętnik Marii. Piękne wspomnienia.
Byłam sama. German nie poszedł ze mną na górę, Violetta nie wyszła z pokoju, Olga nie wróciła z zakupów. Usiadłam na łóżku, podpierając głowę o łokcie. Na myśl przyszła mi Maria. Może to ona wzieła by te łóżeczko dla swojego dziecka, nie ja. Nie byłabym związana z Germanem, ale moja siostra by żyła. Pogodziłam się już z jej śmiercią, choć czasami ta tragedia do mnie wraca. Cóż, znoszę ją lepiej niż te 14 lat temu.
- Jak się podoba? - Usłyszałam dziecięcy głos. Tak bardzo przypomniał mi Violettę z przeszłości. Obróciłam się, ale obok mnie nikogo nie było. To zwykły głos w mojej głowie. Zgarnąwszy telefon z biurka, wybrałam numer Rodriga.
- Dziękuje, miło z twojej strony.
- Wybierałem najładniejsze. Coś czuję, że będziesz świetną mamą, a German świetnym tatą.
- Dam radę?
- Jasne, że dasz. Nie miej nawet wątpliwości.
- Rodrigo.. Ty zawsze umiesz mnie wesprzec.
* * *
Kolejne miesiące, ja coraz okrąglejsza. Żyłam spokojnie, bez chorób, bez sprzeczek, oczekując na dziecko. Mimo obaw, kopanie było przyjemne a wtedy mogłam poczuć, że noszę je pod sercem. Wsłuchując się w rytmy jakiejś angielskiej piosenki, skończyłam składać ubrania. Poukładałam jeszcze smoczki, i wszelkie inne prezenty na miejsce, gdzie będą one przechowywane. Zeszłam z zamiarem zrobienia naleśników, jednak jedyną rzeczą którą w owym czasie zrobiłam, była rozmowa z moim '' przyszłym mężem ''. Otóż to, zaręczyłam się z Germanem. Nie zapomnę tego dnia, gdy powiedziałam '' tak ''. Jestem młoda, będę miała dziecko, kocham go i niech tak zostanie.
- Jak się czujesz? - Przywitał mnie jak zawsze promiennym, szczerym i kochanym uśmiechem.
- Lepiej niż w ostatnich dniach, z racji, że nie boli mnie już żebro, i nie muszę brać tyle leków.
- Cieszę się. Martwiłem się o Ciebie, wiesz?
Uśmiechnęłam się, położyłam moją rękę na jego ramieniu, po czym rzekłam.
- Wiem..
Mrugnął i  odszedł aby się przebrać. Była zima. Właściwie jej początek. Nie było śnieżnie, umiarkowany wiatr, brak deszczu, pogoda sprzyjająca akurat mi. Chwilę po tym, można wręcz powiedzieć, że '' zleciała ze schodów '' Violetta. Była podekscytowana, zdenerwowana, szczęśliwa i zmartwiona. Nie miałam nawet czasu, aby zapytać o co chodzi. Wybiegła z domu szybciej, niż zeszła ze schodów. Spojrzałam kątem oka na stojące w salonie pianino. Tak długo, bez muzyki, bez Pabla. Tęsknie za nim. Nadal. Nigdy nie pozbieram się po jego śmierci, bo był moim najlepszym przyjacielem, wiernym przyjacielem. Tyle rzeczy przeżyłam razem z nim, tyle chwil, szczęścia i smutku. Usiadłam na skrzypiącym, lakierowanym stołku. Spojrzałam na nuty. Wygrałam z nich melodię, melodię szybką i energiczną. Podpisaną tytułem '' Regeneración ''. Byłam pewna, że została napisana przez Viole. Spojrzałam na swoje palce. Grały tak samo lekko jak kiedyś. Nie zmieniłam się, to nadal ta sama Angeles. No, może z nieco większym brzuchem i pierścionkiem na palcu. Powiedzmy jednak, że ta sama. Jako jedyna będąca w salonie, postanowiłam się zdrzemnąć. Od razu zanurzyłam się w głębokim śnie.
Około 2 godzin później, ogarnęłam swoje włosy z jednego wielkiego nie ładu, a następnie odebrałam telefon.
- Pan German Castillo ?
- Nie, nie ma go w domu, a coś się stało ?
- Jest pani członkiem rodziny, lub powiązaną w jakikolwiek sposób z panem Germanem ?
- Jestem jego narzeczoną. Powie mi pan w końcu co się stało ? - Robiłam się dość zdenerwowana i bałam się co usłyszę.
- Chodzi o Violettę Castillo. Została silnie pobita, ze skutkiem złamania prawej nogi, oraz szansy na dostanie paraliżu.
Serce podeszło mi do gardła. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przeanalizowałam sobie to wszystko w głowie. Upuściłam słuchawkę, na szczęście w porę ją złapałam.
- J, jak to pobita? Kto ją pobił? - Zaczęłam niemal krzyczeć. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
- Szpital na ulicy (..)
- Już tam jadę.
Nie miałam czasu, odwagi i planu aby powiedzieć o tym wszystkim Germanowi, jednak wtargnęłam do jego pokoju, usiadłam na krześle i opowiedziałam mu wszystko tak szybko, jak tylko to możliwe.
Bez odpowiedzi, zerwał się z krzesła, pośpieszył mnie, ale poczułam się dziwnie, wszystko zaczęło mnie boleć, i zaczęłam rodzić..
- German -
Pospiesznie spojrzałem na Angie. Skulała się z bólu. Wiedziałem, że rodzi. Wziąłem ją na ręce i wsadziłem na tylne siedzenie. Nie było czasu na wzywanie karetki. Pojechałem do szpitala, w którym również leży Violetta. Jechałem tak, aby nie spowodować żadnego wypadku. Na tylnym siedzeniu miałem rodzącą kobietę, rodzącą w siódmym miesiącu. Dojechałem, zanosząc Angie na salę porodową. Byłem zdenerwowany, ręce mi się trzęsły. Pobiegłem od razu na OIOM, gdzie leżała Violetta. Nie można było mi tam wejść. Zobaczyłem jej ręce, całe w siniakach. Usiadłem, uspokoiłem się, i próbowałem nie rozpłakać. Tutaj, łzy same pochodzą do oczu, nawet gdy ich nie chcę. Spojrzałem na jej twarz. Miała całą w bandażach, czerwoną, odwróciłem się gwałtownie, biorąc głęboki oddech. Dostałem wiadomość, że stan Violetty się poprawił. Mogłem dość spokojnie opuścić OIOM i wybrać się na salę porodową. Taka bieganina ? Cudownie. Ale gorzej to już być nie mogło. W sumie mogło. Mogłem połamać nogi, ręce i nie móc chodzić, wtedy to nie tylko one były by poszkodowane.
Po 3 godzinach otrzymałem nieliczne informacje. Angie urodziła wcześniaka, jest prawdopodobnie chory. Ważne, że ma sprawne płuca, mózg, ale nie nogi. To z nimi jest coś nie tak. Byłem zdenerwowany, zimny i co jakiś czas myślałem, że zemdleję. Ale trzymałem się. Wszedłem do Angeles. Spała, nie miałem zamiaru jej budzić. Zabroniono mi odwiedzać Violettę. Chociaż na razie. Usiadłem na krześle obok mojej narzeczonej. Oparłem głowę na rękach, powtarzając sobie w głowie '' Będzie dobrze ''..
____________________________________
Od razu usprawiedliwiam moją nieobecność. Był to 10 dniowy obóz. Staram się nadrobić. Cóż, nareszcie wzięłam się w garść i napisałam coś do końca. Pisząc to wszystko tak '' naraz '', czułam się jakbym oglądała jakiś film XDD
Kilka opinii - next.
DarUa.