* Angie *
Z rana obudził mnie śpiew ptaków i.. muzyka z radia. Każdy lubi włączyć sobie radio rano, ale dlaczego o 6:45? Dlaczego w weekend o 6:45 ?
- German..
- Cześć, co ?
- Możesz trochę ściszyć ? Tak odrobink..
- 7:00, wstawaj.
- Może ty dzisiaj rano zajmiesz się Luiz ?
- Masz czas do 9:00, bo potem wychodzę do pracy. No już do niej ide. - Uśmiechnął się i wyszedł z pokoju.
Cóż, tak czy siak bym wstała. O godzinie 8:30 byłam gotowa na poranny spacer z dziewczynkami. Obie wsadziłam do wózka i wyszłam. Pogoda była piękna, jak co poranek tej wiosny. Nie zauważyłam, że z drugiej strony parku podchodzi Pablo. Przyśpieszył trochę gdy mnie zobaczył. Stanął obok, przyglądał się Belli, jego kąciki ust się podniosły. Spojrzał na mnie wzrokiem który sam prosił się o uśmiech. Po chwili ciszy, odezwał się. Tak jakby nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa.
- Coś się stało ?
- Przeziębienie. - Wydusił z kaszlem.
Nie rozmawiał ze mną długo, rzucił mi promienny uśmiech na pożegnanie i wyszedł z parku. Posiedziałam na ławce, odczytałam zaległe SMS-y, poczytałam książke i myślałam. Nadal o własnym domu. Zawsze chciałam mieć rodzinę, co uzyskałam. Natomiast chciałam stworzyć dom, taki własny. Nie umiałabym pożegnać się z domem Castillo, tam się wychowałam, tam jest najwięcej wspomnień, ale musimy żyć teraźniejszością, teraźniejszym czasem. Zamyślona siedziałam na ławce obserwując Luiz i Bellę. Zobaczyłam nagle, że jedna z nich spadła z karuzeli. Podbiegłam jak najszybciej i wzięłam Luiz na ręce. Zaczęła się krztusić, już miałam wołać o pomoc, ale jej stan się poprawił. Zaczęła swobodnie oddychać. Mimo to postanowiłam wrócić z nią do domu. Pośpiesznie włożyłam ją do wózka i wyszłam z placu zabaw. Wraz z dojściem do domu, zostawiłam wózek na zewnątrz i panicznie weszłam do domu. Podałam jej butelkę wody, odpoczęła i wszystko było dobrze. Wiem jaki delikatny jest jej organizm, więc na wszystko trzeba odpowiednio reagować. Siedziałam 30 minut patrząc jak polepsza się jej samopoczucie. Wreszcie, gdy odzyskała siły, poszła układać puzzle, które jeszcze kiedyś na stole układała Violetta. Wspomnienia są cudowne, ale wracając do tematu. Do salonu wszedł German. Byłam zakłopotana bo coś cisnęło mnie, aby rozpocząć temat.
- German myślałam nad.. - Nagle się zacięłam.
- Nad czym myślałaś ?
- Myślałam nad przeprowadzką do własnego domu..
Jego mina wyrażała wszystko i tak na prawdę, wiedziałam jak zareaguje.
- Nie to, że nie lubię naszego domu, jestem do niego bardzo przywiązana. Natomiast chciałabym mieszkać we własnym domu. W naszym rodzinnym domu..
- To jest nasz rodzinny dom.. - Jego mina mówiła sama za siebie.
- Przepraszam w ogóle, że rozpoczęłam temat.
Już miałam odejść, ale on złapał mnie za rękę i zaczął mówić coś co mnie całkowicie zaskoczyło.
- Na prawdę chcesz się wyprowadzić ?
- Pragnę mieć swój dom, inne miejsce, nowe otoczenie..
- Jeśli będziesz szczęśliwa, to nic nie stoi nam na przeszkodzie..
_______________________-
Wyprowadzka Castillo, oł. 22:40, wena, przyjdź, błagam. Dlaczego przychodzisz tylko na przyrodzie ?. Cóż, napisany, obiecany, dziekuje za przeczytanie. Czekam na opinie ;3
DarUa ♥
Extra rozdział :)
OdpowiedzUsuńHaha... :D Mi wena przychodzi zawsze w nocy. XD
I jak daje prace polonistce to zawsze są 5. XP
Zawsze mnie to rozśmiesza. :P
No, to czekam na kolejnego!
Super czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńSupcio. Czekam na next!;)
OdpowiedzUsuńZajebiste opowiadanie Daria <3
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie czekam na kolejne :)
OdpowiedzUsuńSuperr!!!! A fajnie by było gdyby Violetta była w ciąży
OdpowiedzUsuń