piątek, 25 lipca 2014

Jednorazówka '' Zwykłe Kocham Cię, to za mało '' - Niespodzianka na 47 K wyświetleń.

- Angeles Carrara -
Jestem Angeles, mam 22 lata. Zachorowałam na raka płuc w wieku 15. Co się z tym wiąże? Ciągłe dawki tlenu, leków, nie mogę normalnie funkcjonować. Cóż.. nikt mnie od tego nie uwolni. Jest jedna osoba, przy której o tym zapominam. German Castillo. Mężczyzna, którego kocham, kochałam i będe kochać. Czy on to odwzajemnia? Każdy gest jest dobry. Mieszkam sama. Zdecydowałam, że nie będe brała ludzi na łaskę. Moja mama zawsze mi pomagała, ale niedługo to ja będe musiała jej pomagać. Ma problemy z kośćmi, choruje na różne choroby. Nie ma siły. Zaakceptowałam to, że mogę umrzeć. Ale wtedy chcę mieć przy sobie osobę którą kocham. Tak to ja, Angeles Carrara..
* * * 
- Angie, nie męcz się, pomogę ci. - Zaproponował German.
- Nie musisz, poradzę sobie. - Odparłam. Jednak po nieudanej próbie wsadzenia mojego wózka tlenowego do samochodu, zrezygnowałam i uległam pomocy Germana.
Żyję jak każda dorosła kobieta. Jedynym minusem jest to, że nie chcę mieć dzieci. Nie chce aby płakały gdy '' mama umrze ''. Aby czuły ból. Nie chcę tego. Jechałam przy otwartym oknie, czując wiatr we włosach. Co jakiś czas German łapał mnie za ręke. Dawało mi to poczucie bezpieczeństwa. Był jedną z najważniejszych dla mnie osób. Po za tym, kochać tak prawdziwą miłością, jaką kocha mnie German, to sztuka. Kocha taką chorą, nienadającą sie do niczego Angie. Wysiadając poradziłam sobie sama. Jestem osłabiona, bo sprawdzana jest inna terapia. Na wszystko się zgadzam, aby tylko przedłużyć moje życie. Stan moich płuc był fatalny, a ja czułam się jakbym umierała. Co oczywiście było nie prawdą, ponieważ żadna lekarska diagnoza na to nie wskazywała.
- Dzieńdobry.. - Próbowałam wejść stanowczo, ale mój organizm mi na to nie pozwalał.
- Jak się czujesz, Angeles ? - Zapytał mój lekarz. Byliśmy na '' ty ''. - Jeśli czujesz się tak samo jak wyglądasz, to musi być dobrze.
Zaśmiałam się.
- Czuję się gorzej. Znacznie gorzej. Mam mniej siły, brak apetytu, potrzeba mi więcej tlenu..
- Wrócimy do starej terapii. Zgadzasz się?
- Jeśli chodzi o mój stan zdrowia, to zgodzę sie na wszystko. No, prawie.
Przed drzwiami czekał na mnie German. Martwił się o mnie. Wspierał mnie i starał się ze mną jak najczęściej być. Zawsze mu się udawało.
- Jak moje płuca? Płyn nabył?
- Nie, nie jest źle. Na razie jednak stosuj wszystko co zawsze.  (..)
Po wyczerpującej rozmowie z lekarzem, udałam się z powrotem do samochodu. Było w miarę dobrze, w miarę.
- Gdzie teraz ? - Zapytał German, przyciskając hamulec.
- Cóż, do domu.
- Twojego, mojego ?
- Możesz mnie odwieźć. - Odparłam.
- Zdecydowanie uważam, że powinnaś.. - Zaciął się.
- Że powinnam ?
- Zamieszkać u mnie. - Kontynuował.
Wcale nie był to taki zły pomysł. Lecz uważałam, że będe dla niego za dużym obciążeniem.
- German przecież wiesz, że nie chcę siedzieć Ci na głowie..
- Przestań. Przyjemnością dla mnie było by Ci usługiwać.
Moje kąciki ust się podniosły.
- Dasz mi to przemyśleć?
- Wszystko Ci dam. Bo Cię kocham.
Uśmiechnęłam się. Wysiadłam za samochodu i skierowałam się ku domu. Wyłączyłam się na chwilę, i weszłam w świat książki. Czytałam o kobiecie, która pomaga dzieciom z afryki. Opowiada, co przeżywała na widok umierających z głodu dzieci. Lubiłam czytać. Zanim poznałam Germana to było moją motywacją. Czytałam książki o raku, dramaty. To mnie bardziej wciągało niż film.
***
Kolejny dzień, kolejna męka z moim rakiem. Powinnam się przyzwyczaić. Wstałam, wzięłam leki, ogarnęłam mój wózek tlenowy, ubrałam się w jedwabną sukienkę, brązowe koturny a na włosy założyłam kwiecistą opaskę. Zastanowiłam się i podjęłam decyzję dotyczącą przeprowadzki do Germana.
- Cześć kochanie, i co?
- Tak German..
- Na prawdę?
- A czy mówię jakbym żartowała ? - Zaśmiałam się do słuchawki.
- Przyjeżdżam po Ciebie za chwilę.
- Jedyne o co się martwię, to abym nie była dla Ciebie zbyt uciążliwa..
- Nie gadaj głupot. Szykuj się, i przyjeżdżam.
Nie zwlekając zaczęłam pakować moją walizkę. Na razie są to najpotrzebniejsze rzeczy. 1/4 zajęły leki. 2/4 butla z tlenem. Pozostałe 2/4 to po prostu moje ubrania. Była dość ciężka. Poradziłam sobie sama. Wsiadłam do samochodu, i ruszyłam do tego samego domu co wczoraj. German nie ma dzieci. Pracuje u niego starsza gosposia Olga, oraz Ramallo, jego asystent z którym nawet ja dogaduję się bardzo dobrze. Weszłam do mojego '' przyszłego domu ''. Walizkę wniósł mi German, co oczywiście mogłam przewidzieć. Byłam szczęśliwa, zarówno jak i zmieszana.
- Co masz taką minę? - Zapytał.
- Nie jestem pewna..
- Widzę w twoich oczach, że jesteś pewna.
- Wiesz, że cię kocham?
- Wiem też, że ja Ciebie kocham.
Objęłam szyję Germana i go pocałowałam. Mieszkanie razem zapowiada się bardzo ciekawie. Przez moją chorobę czuję się gorzej. Cóż, takie to już życie z rakiem. Czułam napływający brak tlenu, więc zwiększyłam jego wydajność.
- A więc, gdzie mam mieszkać?
- Tutaj. - Wskazał na drzwi. Wiedziałam dokładnie, że to pokój Germana. Bywałam tu dość często.
Nie protestowałam. Będe miała dużo miejsca, choć czasami potrzebuję przestrzeni osobistej.
- I gdy okaże się, że w nocy będę ciężko oddychała, to dopiero pożałujesz.
- Nie mam powodów żeby cokolwiek żałować. - Uśmiechnął się.
Zmęczona rzuciłam się na łóżko. Jednak nie łatwo było dźwigać za sobą ciężki wózek, oddychać przez specjalne rurki oraz przyjmować tyle leków. Zamieszkanie u Germana, to zdecydowanie nowy etap mojego życia..
* 3 h później *
Nie długo zajęło mi zadomowienie się. Byłam jednak zbyt skrępowana, żeby obsłużyć się sama. Nie chciałam się ' rządzić '. Olga jednak twierdziła, że się wstydzę. Może było w tym trochę prawdy. Wiem chociaż, że mieszkam z osobą którą kocham, więc czego się tu wstydzić? German był bardzo zapracowany. Biegał z domu, na zewnątrz, i z zewnątrz do domu. Nie zapytałam o co chodzi, bo stwierdziłam, że po prostu ma dużo pracy.
Wieczorem, kiedy zmęczona postanowiłam poczytać książkę, siedząc w salonie odwiedził mnie German.
- Angie mam do Ciebie ważną sprawę..
- Tak ? - Przeraziłam się odkładając książkę na bok.
Usiadł obok, wziął moją rękę i spojrzał mi w oczy.
- Wyjdziesz za mnie ? - Przed moimi oczyma zalśnił złoty pierścionek, z nutką srebra i diamentem. Przez chwilę patrzyłam się na niego, a następnie mój wzrok z powrotem zwrócił się na Germana.
- Jeśli.. jeśli kiedyś mnie już nie będzie, to.. to chcę, mimo tego wszystkiego, aby na moim pogrzebie, pierścionek widniał na moim palcu. - Rzuciłam sie mu na szyję. Moja odpowiedź oznaczała również '' tak''. Wyciągnął go z pudełka, a następnie włożył mi na palec. Nadal nie mogłam dojść do siebie. Nie byłam w stanie nawet nic powiedzieć. Po prostu mocno go objęłam, pocałowałam i podziwiałam widok pierścionka zaręczynowego na moim palcu.
* 1 miesiąc później *
Czułam się źle. Na prawdę źle. Nie byłam w stanie wyprawić żadnego wesela, choć to planowaliśmy. Byłam osłabiona, coraz ciężej mi się oddychało. Czułam jakby to był już koniec. Wszyscy twierdzili inaczej. Mówiąc wszyscy mam na myśli lekarzy. German jeszcze mniej pracował aby się mną zająć. Teraz potrzebowałam go bardziej, niż kiedy indziej. Był wieczór. Siedziałam na łóżku, obserwując spadające krople deszczu. Myślałam, co będzie, kiedy umrę. Nie chciałam o tym myśleć, ale te myśli jednak mnie prześladowały. Dzisiaj czułam się w miarę dobrze.
- German..
- Jak się czujesz? Coś potrzebujesz?
- Ciebie. - Odpowiedziałam jednoznacznie.
Położył się obok, objął mnie i zaczął całować. Odwzajemniłam to. Pocałunki przemieniły się jednak w coś znacznie innego.

Dzisiaj nie poranna kawa mnie przywitała. Lecz German. Uśmiechający się, oraz bawiący się moimi włosami. Poprawiłam sobie rurki od tlenu, i spojrzałam na niego.
- Jak się dziś czujesz?
- Lepiej. W twoim towarzystwie czuję się znacznie lepiej. - Tak na prawdę tak nie było. Z każdym dniem było gorzej.
- Wspaniała noc.
- W tym się z tobą zgodzę. - Uśmiechnęłam się. Wstałam, ściągając sie jakoś z łóżka. Kolejny ciepły dzień. Dziś postawiłam na coś, w co łatwo jest mi się ubrać. Na sukienkę w stylu '' boho '' zarzuciłam brązową marynarkę. Zeszłam na dół, aby coś zjeść. Z każdym dniem chudłam. Powoli wyglądałam jak anorektyk. Jedyne na co miałam ochotę to jabłko. Wzięłam je więc, i ruszyłam na górę, aby zacząć czytać jedną z nowych książek. Postawiłam jednak na spacer. Niedałabym rady iść sama, więc zabrałam ze sobą Germana. Zgdził się. Ruszyłam, idąc powoli. Nagle poczułam się jakby zabrakło mi powietrza..
( Kolejny miesiąc później )
* German *
Położyłem już chyba 20 różę na grobie mojej ukochanej Angeles. Umarła, umarła na raka płuc. To było takie niespodziewane. Poszła aby usiąść ale.. Nie mogę. Pamiętam jej słowa. '' to chcę, mimo tego wszystkiego, aby na moim pogrzebie, pierścionek widniał na moim palcu ''. I tak było. Została pochowana w pierścionku. Nic już się dla mnie nie liczy. Postałem jeszcze chwilę na cmentarzu. Moje znicze nadal się paliły. Wszyscy tu przychodzili, ale ja byłem chyba najczęściej. Przeszedłem się ulicą. Minąłem ławkę. Tą ławkę.. Cóż, moje życie toczy się dalej, ale nigdy nie znajde już takiej miłości, jaką była Angie.
____________________________________________
Dziękuje, dziękuje. Męczyłam się z tym chyba 3 godziny. Cały czas coś zmieniałam, poprawiałam i chciałam, aby wyszło jak najlepiej. Śmierc Angie, cóż, to tylko jednorazówka. Sama nie umiałam jej uśmiercić. Włożyłam w to dużo pracy, dziękując wam za te 47 K. Na prawdę was kocham <3 Opis dodaję nieco dłuższy, gdyż opowiadanie również takie było :D Jeśli ktoś czytał Gwiazd Naszych Wina, to wie, że się tym zainspirowałam. Myślę, że wyszło dobre. Jak wam się podoba? Czekam na wiele opinii, a czy się doczekam ? xD Rozdział się pisze, ale na razie macie co czytać. Tytuł nawiązuje do pewnego cytatu który gdzieś widziałam '' Zwykłe Kocham Cie, to za mało aby określić jaka miłość nas łączy '' Wydaje mi się, że pasuje idealnie.
A więc do następnego c:
^^ Jeszcze raz dziękuje za 47 K <3
DarUa <3 

wtorek, 22 lipca 2014

Tajemnicza sylwetka - Rozdział XII

- Angeles -
Chwilę po skończeniu rozmowy, złapał mnie silny skurcz. Już mnie to nie przeraża. Najważniejsze jest to, aby dziecko urodziło się całe i zdrowe. W momencie, gdy wstałam, przyszła Violetta.
- Angie? Pomogę Ci.
- Nie, nie, poradzę sobie.
- Gdzieś idziesz?
- Wychodzę na miasto, nie pogardzę jeśli mi potowarzysz.
- Chętnie. Tylko się przebiorę. 
Przechadzałyśmy się uliczkami Buenos Aires. Wspomnienia. Grający gitarzyści, zapach róż, wszystko to przyswajało mi tylko jedną myśl; wspomnienia. Kątem oka spoglądałam na spacerujące rodziny z wózkami. Czy German będzie miał czas dla mnie? Czy nie będzie zawsze tym '' wiecznie zapracowanym Germanem ? Na to pytanie na razie nie mam siły sobie odpowiedzieć. Mój ojciec nigdy tak ze mną nie spacerował. Nigdy przy mnie nie był, i nigdy mnie nie wspierał. 
Zawsze marzyłam, aby wystąpić w sztuce teatralnej. To marzenie spełniło się gdy miałam 16 lat. Potem szło jak z płatka. Występy, aktorstwo, wszystko na raz. No i Rodrigo. Wyjeżdżał w trasy, nie miał dla mnie czasu, ja dla niego zresztą też. Nawiązując do tematu, nigdy nie wystąpiłam w teatrze Buenos Aires. Do teraz się tym interesuję, lecz z braku czasu nie jest to to samo co kiedyś. Miło było by pójść i coś obejrzeć. Pomyślę nad tym. 
Wracając, czułam powiew wiatru. Rozwiewał moje delikatne loki, które po woli tworzyły tylko fale. Przed bramką zauważyłam męską sylwetkę. Podeszłam bliżej. Byłam zszokowana. Ten uśmiech, te oczy.
- Rodrigo ? - Krzyknęłam z daleka.
Na początku spojrzał się na mnie, uśmiechnął i podszedł bliżej.
- Angeles, wyglądasz ślicznie.
- Dziękuje - Wyjąkałam podczas wyjmowania kluczy z torebki. Czułam na sobie jego wzrok. - Co ty tu robisz?
- Przyjechałem żeby pomóc mojemu bratu, przeprowadza się do Anglii, przy okazji mogę Ciebie zobaczyć.
Zarumieniłam się, lecz nie było po mnie tego widać.
- Może wejdziesz?
- A twój mąż nie będzie miał nic przeciwko?
- Na razie nie mąż, i skąd taki pomysł.
Zaprosiłam go do środka. Rozejrzał się po domu.
- Macie bardzo ładny dom. - Stwierdził.
- Przeprowadziłam się tu kilka miesięcy temu. Zresztą, mieszkałam tu już jako dziecko.
- A jak żyje Pablo?
- Na pewno gdyby żył, to powodziłoby mu się bardzo dobrze.
Szczery uśmiech opadł z twarzy Rodriga. Przez chwilę umilkł.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. - Postawiłam na stół dwa kubki kawy.
***
Nie rozmawiało się źle, tak jak się tego spodziewałam. Nie wypytywał mnie o Germana, o Violettę, tak na prawdę rozmawialiśmy dużo o nim, i o naszej przeszłości. Pod strumieniem gorącej wody umyłam kubki, i usiadłam z powrotem w salonie. Jak nigdy wciągnęłam się w jakieś czasopismo. Kartka po kartce, minęło kolejne 30 minut. Ile mam tak siedzieć? Po ciąży zamierzam wrócić do studia. Odwróciłam się na dźwięk otwierania drzwi. To był German. W ręce niósł małą, dziecięcą torebkę.
- Cześć, jakiś facet podjechał i powiedział, że zapomniał Ci to dać. Mogę wiedzieć, kto to jest?
- Mój stary przyjaciel, przyszedł mnie odwiedzić. Chyba nie jesteś zły?
- Dlaczego mam być. Ufam Ci.
Usiadł na rogu kanapy i podał mi torebkę. Z niej wyciągnęłam małe dziecięce body. Nadawały się zarówno dla chłopca, jak i dla dziewczynki. Byłam na prawdę wzruszona. Bardzo podobne miała kiedyś Violetta.
German zaniósł swoje dokumenty do pokoju. Gdy wstałam, zbliżył się do mnie i mnie objął.
- Kocham Cię.
Odwzajemniłam słowa pocałunkiem, a następnie wybrałam się do pokoju, aby skontaktować się z lekarzem, z racji iż prowadzi moją ciążę, a wypada iść na wizytę. W moim pokoju czekała na mnie niespodzianka..
_____________________________________
Zebrałam się i napisałam. Muszę pokazać tego gifa xD Kto oglądał V3, na pewno się orientuję :3
Gleba Ludmi xD
4 kom -  Biorę się za new rozdział :3
Do następnego ^^
Daria.

niedziela, 20 lipca 2014

nie ma nexta ;_;

Ok, nie wymuszam komentarzy. Ale na prawdę. Wiem, że kilka osób to czyta. Nie wiem jednak czy pisać dalej, bo nie znam waszej opinii o tym. Tak ja znowu z tymi komentarzami xD
1 komentarz ( Dziękuje Madziu ♥ ) Ale to dla mnie ważne.
Tyle w tym temacie.
+ Szykuje sie suprise na 47 K wyświetleń :3

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział XI - Stary przyjaciel.

- Angeles -
Nie zwlekałam. Poinformowałam Germana i poczułam się lepiej. Na reszcie mogłam zrzucić z siebie ciężar rozmowy, i mieć świadomość, że Violetta nie ma nic przeciwko nam..
* ok. 2 miesiące później *
Sierpień, grzejące słońce, piękna pogoda. Obawiam się jednak że to już ostatnie takie dni. Jestem w prawie piątym miesiącu ciąży. Wyglądam jak balon, ale nawet mi się to podoba, bo czuję, że za niedługo urodzę dziecko. Wszystko idzie dobrze. German stara się jak może. Cóż, czasami aż za bardzo. Umiem radzić sobie sama, ale dla niego wstanie i zrobienie sobie herbaty, to dla mnie za duże obciążenie. Czułam jednak pewien niepokój. Niepokój wynikający z częstych zawrotów głowy, bólów pod klatką piersiową.. Rozumiem jak to jest w ciąży, ale wydaje mi się, że te bóle były za częste. Trzymałam się wersji '' Ciąża.. ''. Kolejnym powodem były częste wizyty czarnego Citroena pod naszym domem. Rozmawiał z Germanem przez jakiś czas, a następnie German wracał do domu i zamykał się w swoim gabinecie. Raz gdy tam weszłam, zachowywał się dziwnie. Zebrał wszystkie papiery jak najszybciej, włożył do pierwszej lepszej szafki i udawał starego Germana. Dzisiaj, gdy wyszedł, postanowiłam się trochę odważyć.
- Coś nie tak ?
- W związku z czym ? - Przysiadł na rogu kanapy.
- Dlaczego codziennie zamykasz się, rozkładasz jakieś papiery i nie odzywasz się przez 2 godziny?
- Pracuję. - Nie spojrzał mi w oczy.
- O tej godzinie kończysz pracę. Proszę Cię, nienawidzę kłamstwa.
- To facet który pomaga mi, zamiast Ramalla.
 - Skoro tak.. - Odrzekłam. Nie wierzyłam mu.
Nie jestem typem osób, które lubią grzebać w cudzych rzeczach. Teraz to było moje jedyne wyjście, aby dowiedzieć się wszystkiego. Ten samochód przyjeżdżał tu od 2 tygodni. Ramallo na urlopie jest od tygodnia.
German wyszedł. Zostałam sama. Wspaniała okazja, do przejrzenia tych papierów. Moja uczciwość jednak mi na to nie pozwoliła. Postanowiłam odpuścić. Uchyliłam okna, i zanurzyłam się w sen.
* * *
Budząc się, poczułam twarz mokrą od łez. Obok mnie siedział German. Na szafce stał termometr i szklanka wody. Nie spałam spokojnie, czułam to. Zegarek pokazywał 2:20. Podniosłam się, z nadzieją, że będę miała siłę na pójście do swojego pokoju. Opadłam jednak na łóżko, wzdychając głęboko. Znowu te zawroty głowy, i silny ból. Nie okazywałam tego po sobie. Udawałam, że wszystko jest w porządku.
- Mogę ci pomóc. - Wyszeptał tak, aby nie obudzić innych domowników.
- Nie trzeba, zostanę tutaj. - Odparłam równie cicho.
- Wiem, że i tak postawisz na swoim.
Chciał mnie zanieść. Postanowiłam przejść sama. Ból jednak mi na to nie pozwalał. German szedł bardzo cicho. Zależało mu, aby nie obudzić jego córki. Nie wylądowałam u siebie. Było to łóżko w pokoju Germana. Stwierdził, że tu jest więcej miejsca.
- Jeśli nie chcesz, abym też tu był, po prostu powiedz. Zejdę na dół.
- German, zostań, proszę.
Położył się obok. Wtuliłam się w niego. Nie spał jeszcze. Gładził moje włosy, jednocześnie patrząc na mnie. Zasnęłam w objęciach Germana. Nigdy nie spodziewałam się takiego zwrotu..
* * *
Głośny budzik przerwał mój sen. Dlaczego ludzie muszą się budzić akurat w tym najlepszym momencie? Tak, śniło mi się, że żyła Maria, żył Pablo, ale nie było tam Germana. Siedzieliśmy pod drzewem, które dawało przyjemny cień. Na przeciwko nas była fontanna. Tą fontannę pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. Wyglądała bardzo podobnie, jak w moim śnie. Jednak, teraz jestem w rzeczywistości i należy żyć teraźniejszością. Nie spodziewałam się, że Violetta jeszcze śpi. Zawsze wstawała rano. Próbowałam być cicho, ale raczej mi się to nie udało, gdyż gdy tylko schodziłam a moja siostrzenica stanęła we frontach drzwi i przeciągnęła się ziewając.
- Dzieńdobry. - Odpowiedziałam swoim promiennym głosem.
Ziewnęła jeszcze raz.
- Cześć Angie. Jak sie czujesz?
- Na pewno lepiej niż wczoraj.
Leniwie zeszłam na dół. Zaparzyłam sobie ulubioną herbatę i wyjęłam warzywa. Wszystkie drobno posiekałam, po czym wrzuciłam do miski, przyprawiłam i sałatkę zabrałam na górę. Jadłam, powoli przebierając widelcem. Każdy mój ruch był powolny i monotonny. Gdyby nie dzwoniący telefon, nie wiem czy dzisiaj skończyłabym jeść tą sałatkę.
- Słucham.
- Angie! Jak miło znów usłyszeć twój głos.
- Kto mówi ? - Zapytałam, szybko biorąc kęs sałatki.
- Rodrigo, jak mogłaś nie poznać.
- Przepraszam, jakoś nie myślałam, że kiedyś zadzwonisz. - Zaśmiałam się.
Kim był Rodrigo? Otóż Rodrigo był moim starym przyjacielem, którego poznałam przez studio. Jeszcze za czasów mojej nauki.
- Robisz karierę ?
- Oszalałeś. Buduję rodzinę, nie ma czasu na karierę.
- Masz dzieci ?
- Jedno. W drodze.
- Serdeczne gratulacje, Angeles.
I znów usłyszałam te aksamitne '' Angeles ''. Mówił to z takim wyczuciem, taką namiętnością w głosie.
- A ty jak żyjesz?
- Trochę śpiewam, aktualnie jestem sam.
- Życie singla nie jest złe, trochę się doświadczyłam.
Oboje się zaśmieliśmy.
- Kiedyś miałem dziewczynę.
- Dawno ?
- Nie pamiętasz?
Dokładnie pamiętałam jak Rodrigo był moim chłopakiem. Miałam 16 lat. Teraz mam 22. Dorosłam, wiem jaki jest, jak latał za innymi, teraz nie związałabym się z nim, za nic.
___________________________________________
Troche dłuższy. Długo mi zajęło napisanie go, bo szło to tak mizernie. Nie jest najlepszy, zresztą jak zawsze.
Następny za kilka opini :3
Do następnego ! ^^
DarUa.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział X - '' Żebyś przy mnie był ''

- Angeles -
Wcześnie wstałam, bo obudził mnie nieprzyjemny zapach spalenizny. Tak czułam, że gotuje albo German, albo Violetta. Trafiłam w.. ósemkę, bo była to Viola.
- Co smażysz? - Zapytałam, udając że wygląda to apetycznie.
- Chciałam zrobić Ci śniadanie, ale.. - Spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym '' Poddaję się ''.
To był na prawdę miły gest z jej strony. Mimo wyglądu i zapachu, samo śniadanie złe nie było. Może wybitnym kucharzem nie będzie, ale chociaż może próbować. Po śniadaniu, wybrałam się z Violettą do kina. Fajnie było spędzić troche czasu z moją siostrzenicą. Naprawdę fajnie. Nie wiedziała, że spodziewam się dziecka. Co jakiś czas, podczas spaceru musiałam odpocząć, bo dostałam zadyszki przez ten ciężar. Czułam się jednak dobrze. Viola nic się nie domyśliła. Ani po tym, że musiałam siadać, że więcej jadłam i bolał mnie brzuch, ani po tym że niekiedy sama się do siebie uśmiechałam i masowałam się po brzuchu. W sumie, nie miała powodów aby sie domyśleć. Po dojściu do domu byłam na prawdę zmęczona. Lunełam do łóżka, nie zwracając uwagi na obiad. Złapała mnie migrena. Nie pomogła nawet tabletka. 15 minut snu, i czułam się o niebo lepiej, natomiast nadal byłam ociężała. Po niezjedzonym przezemnie obiedzie, zdecydowałam się na czas '' rozmowy z Violettą''.
  Przyszła do mojego pokoju, wobec tego usiadłam na łóżku, patrząc na nią.
- Coś zrobiłam ? - Zapytała, patrząc jak oszołomiona.
- Nie.. - Odparłam, po czym ujęłam jej dłoń. - Tym razem chodzi o mnie.
Spojrzała, obejrzała się w okół czując strach tego, co za chwilę jej powiem.
- Masz już prawie 18 lat. Jesteś dorosła, a bynajmniej na tyle dojrzała. Zawsze chciałaś mieć rodzeństwo..
Po tych słowach zrozumiała o co mi chodziło. Siedziała wbita w kanapę, spoglądając kątem oka na mój brzuch. Nie spodziewałam się tego, że odejdzie bez słowa. Tym razem to ja czułam się jak idiotka. Byłam zła, smutna, i nie miałam weny żeby znaleźć jakie kolwiek racjonalne rozwiązanie. Tradycyjnie, po pracy przyszedł do mnie German. Spojrzał na mnie, zauważył drobne łzy.
- Wie?
- Wie.
- Może z nią porozmawiam ?
- Tak.. jasne, to najlepsze rozwiązanie. Natomiast teraz chciałabym..
- Spełnie część twoich oczekiwań. - Zażartował.
- żebyś przy mnie pobył.
- Będe. - Urzekł mnie swoim spojrzeniem. Błyskotliwym wzrokiem, i ich jakże mocno turkusowym kolorem.
Przebrał się, przez chwilę mogłam podziwiać jego tors. Stanęłam przed lustrem. Obejrzałam się od stóp do głów. Przybyło mi kilka kilo, ale nie była to przerażająca liczba. Każdy jego dotyk powodował u mnie dreszcz. Czułam się jednak bezpieczna, i czułam, że jestem kochana. Na razie nie wyobrażałam sobie Germana jako taty, mnie jako mamy. Miałam chwilę dla siebie, więc postanowiłam odwiedzić zakątki mojej siostry. Stanełam na skrzypiących schodkach i ruszyłam w górę. Obejrzałam się w około, i teraz dopiero zaczęłam płakać. Czy ja jej nie zranię? Zawsze chciała żebym była szczęśliwa. Żeby German był szczęśliwy. Może to co robię wcale nie jest odpowiednie. Ale.. kocham tego mężczyzne. Czuje, że to ten.. Siedząc na miękkim fotelu, poczułam na moim ramieniu dłoń. W lustrze zobaczyłam Violettę. Usiadła obok. Popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się i rozpoczęła swój monolog.
- Ta wiadomość była dla mnie szokiem. Miałam jednak prawo się tak zachować. Nawet nie wiesz.. jak się cieszę. Ty i tata, siostra czy brat, wszystko jedno, będe je kochała, zajmowała się nim, i kibicowała wam.
- Wam ?
- Tobie i tacie.
- Też nam kibicuję.
- Uwielbiam twój optymizm. - Przytuliła mnie, a ja rozmyślałam, czy ten optymizm wyjdzie mi na dobre.
______________________________
Aż ta wena o 3 w nocy ;33 Pozdrowienia, w tle leci Violetta, German wgl taki inny, a tutaj?
Brutalnie zakochany, uu. Zmienie wygląd bloga. Mam dużo pomysłów. Dużo weny i dużo czasu na pisanie, więc spodziewajcie się.. dużo ? xD
Do następnego! Czekam na komenty ^^
DarUa.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział IX - Szczery uśmiech.

- Angeles -
Wieczorem, zmęczona i obolała położyłam się do łóżka. Nie zabrakło wizyty Violetty. Nie mogłam jej powiedzieć, że będzie miała '' rodzeństwo ''. To nie był odpowiedni moment. Wszystko na szybko? To zdecydowanie za bardzo pochopne wnioski. Przez połowę dnia, siedziałam w moim pokoju czytając książki kryminalne, bo te najbardziej lubię. Zajmowałam się też takimi rzeczami jak papiery wstępne do studia, bo moim zadaniem jest wypełnić je jeszcze raz. Zamierzam wrócić. Na razie to raczej niemożliwe. Może rok, i dojdę do siebie, a bardziej, urodzę dziecko. Myślałam nad tym szczerze, i uświadomiłam sobie, jak bardzo musze o siebie dbać, jak potrzebne mi będzie wsparcie Germana, i jak cudownie będzie trzymać w ręku swoje własne dziecko. Bałam się, cieszyłam, niepokoiłam, huśtawka emocji. Gdy zasypiałam, na rogu łóżka ktoś usiadł, a potem położył dłoń na moim udzie.
- Do późna pracowałem.
- Wiem, nie mam ci nic za złe.
- Co z nami?
- Dobre pytanie, spróbuj sobie na nie odpowiedzieć.
- Będziemy rodziną.
Usmiechnął się tak szczerze. Przełożył swoją dłoń na mój brzuch. Nie było właściwie nic widać. Może robiłam się trochę okrąglejsza.
- Ciekawe w kogo pójdzie. - Stwierdziłam.
- Inteligencją i urokiem osobistym w tatę, a urodą w mamę.
- Ej, trzymaj poziom. - Zaśmiałam się.
Energicznie złapałam Germana za koszulę, i pocięgnęłam ku sobie. Pocałowałam go, i puściłam. Spojrzał na mnie swoim uwodzącym wzrokiem, po czym odwrócił się, rzucając jeszcze jedno mrugnięcie, i wyszedł. Mimo skurczów, zasnęłam dość spokojnie.
- German - ( Odmiana na samca, wowowowo )
Od razu po przebudzeniu wybrałem się do Angie. Zapytałem jak się czuje, podałem kawę i trochę z nią pogadałem. Byłem głową w chmurach. Myślałem o naszej rodzinie, o dziecku, czy jest szansa abyśmy zostali małżeństwem. Planuję coś, ale w szczegóły się nie zagłębiam, z racji iż na razie jedynym zadaniem dla mnie jest opieka nad Angeles i zapewnienie jej odpowiedniej troski. Zabrakło mi czasu na własną córkę, z czego wcale nie byłem zadowolony.
- Tato, mogę iść czy nie ? - Dopytywała mnie już od wczoraj Viola.
- Gdzie, z kim, o której ?
- Na karaokeDance, z przyjaciółkami, wieczorem. Wystarczy, panie władzo ?
- Możesz iść, nie mam nic przeciwko.
Przytuliła mnie po czym cała w skowronkach opuściła kuchnię.
Zeszła Angie. Złapałem ją w talii i przytuliłem. Uśmiechnęła się, i mruknęła coś pod nosem.
- Wiesz, że Cię kocham ? - Powiedziałem.
- Jestem pewna - Odparła. Pocałowała mnie, i wyrwała się z moich objęć.
_______________________________
weeee are the champiooons my frieeeends.
Germangie Forever ( taniec zwycięstwa, i te charakterystyczne UUU UUU UUU )
Cieszmy sie i radujmy, opowiadanie komentujmy ! ;_: :( C:
Krótki, ale zaraz mi neta zetnie i będzie klapa :c
To do następnego.
DarIa ♥

środa, 2 lipca 2014

Rozdział VIII - Odkrycie prawdy.

- Angeles -
Nadal nic mi się tutaj nie zgadzało. Wierzyłam bardziej lekarzom, a nie moim pozorom. Rak? Skoro jeden, to na pewno złapałam go w całym ciele. Rak mózgu, rak płuc.. Nawet boję się myśleć co kolwiek o tym. Zrezygnowałam jednak z takiej opcji, i nadal żyłam w przekonaniu, żeby to była ciąża. Nic jeszcze nie stwierdzone. Czułam się źle, znowu łapała mnie grypa. Każda minuta była dla mnie ciężarem. Każda wizyta była udręką. Każda, prócz wizyty Germana. Nie wchodził do mnie zbyt często. Ani ja, ani on się nie odzywaliśmy. Miałam powód, ciężki powód. Jednak wiedziałam, że tylko jego wsparcie na razie się dla mnie liczy. Znów w moich oczach zbierały się łzy. Spojrzał na mnie, po czym czule objął mnie ramieniem.
- Ej, spójrz na mnie.. - Nadal nie miałam zamiaru się odwrócić.
W końcu German złapał mój podbródek, i sam odwrócił moją twarz. Spojrzałam w jego błękitne oczy.
- Angie, nie możesz się poddać.
- Ja nawet nie zaczęłam walczyć.
- Ale gdy zaczniesz, będziesz musiała, a my będziemy ci w tym pomagać.
- Kupisz mi specjalny lek na raka? Będę bardzo wdzięczna.
- Nie to miałem na myśli.
- To lepiej nie miej już nic, bo żaden pomysł mi już nie pomoże.
Odwróciłam głowę spowrotem, i z silną wolą nie miałam zamiaru dalej rozmawiać. Co bym najchętniej zrobiła? Rzuciła się mu w ramiona, i została tak do końca mojej choroby. Teraz pada pytanie, jak długo pożyje ? Nie idę dzisiaj już nigdzie. Do żadnych szpitali.. A na co ja właściwie czekam? Na cud? To długo nie wyczekam. Jednak cały czas miałam skurcze brzucha, źle się czułam, objawy guza, czy ciąży? Jednak zadzwoniłam do Santiaga, i śmiało zapytałam.
- Cześć, to jak, nic się nie da określić ?
- Koniecznie musimy się spotkać, Angeles, mam dobre wieści.
- Gdzie mam przyjechać?
- Masz mój adres, do zobaczenia.
Nie zwlekając, wybrałam się do Tiaga. Byłam ciekawa, jakie wieści ma dla mnie. Od razu gdy dojechałam, mój przyjaciel czekał na mnie przy bramie. Zaprosił mnie do środka, a za chwilę przyniósł sobie kawę, a mi herbatę. Zapytałam się, dlaczego nie przyniósł dwóch kaw. Gdy odpowiedział, miałam cały ekran jasno przed sobą.
- Kobiety w ciąży nie mogą pić kawy.
Zakrztusiłam się łykiem herbaty. Byłam zdziwiona, szczęśliwa, i zarówno smutna czy zła, sama nie mogłam się określić. Przez kilka minut, siedziałam wbita w fotel. Wyobraziłam sobie reakcję Germana. Jak potoczy się nasze dalsze życie? Chwilę pogadałam z Santiago i opuściłam jego dom. Zajeżdżając pod dom, wahałam się, co powiedzieć Germanowi. Na razie umilkłam. Pytał mnie, czy coś wiem, czy to choroba, nawet nie myślał  o tym, że będzie miał dziecko. Widząc moją minę, podążył za mną do pokoju, i nadal zasypywał mnie pytaniami.
- Angie powiesz mi wreszcie ?
- Chcesz wiedzieć?
- Gdybym nie chciał, to bym Cię o to nie męczył.
- Dobrze German, ja.. ja.. nie mam raka.
- W takim razie co Ci jest?
Zaśmiałam się w głębi duszy, że jeszcze się nie zorientował o co mi chodzi.
- Jeszcze za mało informacji? German proszę opuść ten pokój.
Wychodząc, zatrzymał się w drzwiach, spojrzał najpierw na mnie, potem na mój brzuch, mrugnął i wyszedł spowrotem. Tym razem raczej się zorientował.
Około godziny 18:00, przyszedł do mnie, z kubkiem herbaty, szparagami z sosem żurawinowym, podanym na tacy.
- Musisz się zdrowo odżywiać.
- Dziękuje - Podszedł do mnie, przytuliłam go i pocałowałam delikatnie.
________________________________________
Łu hu. 8 rozdział a Angie w ciąży. Cóż, mam dużo akcji na następne, a tych nie będzie tak dużo. I chyba lepiej, że Umięśniony Germi ( KSWKA BY DARIA XDD ) się dowiedział, bo nie miałabym jak tego przeciągnąć :>
Czytasz? Zostaw po sobie opinie ^^
DarUa ♥