- Angeles -
W moim pokoju stało piękne, drewniane, pomalowane na biało łóżeczko. Nie, nie było nowe. Było to łóżeczko po Violettcie. Podbiegłam i spojrzałam. Jeszcze pamiętam jak Maria usypiała ją na rękach, kładąc jej główkę wraz z ciałem delikatnie na jedwabną, malutką pościel w kwiatki. Gdy Viola udawała, że dzwoni do każdego z rodziny trzymając przy uchu pamiętnik Marii. Piękne wspomnienia.
Byłam sama. German nie poszedł ze mną na górę, Violetta nie wyszła z pokoju, Olga nie wróciła z zakupów. Usiadłam na łóżku, podpierając głowę o łokcie. Na myśl przyszła mi Maria. Może to ona wzieła by te łóżeczko dla swojego dziecka, nie ja. Nie byłabym związana z Germanem, ale moja siostra by żyła. Pogodziłam się już z jej śmiercią, choć czasami ta tragedia do mnie wraca. Cóż, znoszę ją lepiej niż te 14 lat temu.
- Jak się podoba? - Usłyszałam dziecięcy głos. Tak bardzo przypomniał mi Violettę z przeszłości. Obróciłam się, ale obok mnie nikogo nie było. To zwykły głos w mojej głowie. Zgarnąwszy telefon z biurka, wybrałam numer Rodriga.
- Dziękuje, miło z twojej strony.
- Wybierałem najładniejsze. Coś czuję, że będziesz świetną mamą, a German świetnym tatą.
- Dam radę?
- Jasne, że dasz. Nie miej nawet wątpliwości.
- Rodrigo.. Ty zawsze umiesz mnie wesprzec.
* * *
Kolejne miesiące, ja coraz okrąglejsza. Żyłam spokojnie, bez chorób, bez sprzeczek, oczekując na dziecko. Mimo obaw, kopanie było przyjemne a wtedy mogłam poczuć, że noszę je pod sercem. Wsłuchując się w rytmy jakiejś angielskiej piosenki, skończyłam składać ubrania. Poukładałam jeszcze smoczki, i wszelkie inne prezenty na miejsce, gdzie będą one przechowywane. Zeszłam z zamiarem zrobienia naleśników, jednak jedyną rzeczą którą w owym czasie zrobiłam, była rozmowa z moim '' przyszłym mężem ''. Otóż to, zaręczyłam się z Germanem. Nie zapomnę tego dnia, gdy powiedziałam '' tak ''. Jestem młoda, będę miała dziecko, kocham go i niech tak zostanie.
- Jak się czujesz? - Przywitał mnie jak zawsze promiennym, szczerym i kochanym uśmiechem.
- Lepiej niż w ostatnich dniach, z racji, że nie boli mnie już żebro, i nie muszę brać tyle leków.
- Cieszę się. Martwiłem się o Ciebie, wiesz?
Uśmiechnęłam się, położyłam moją rękę na jego ramieniu, po czym rzekłam.
- Wiem..
Mrugnął i odszedł aby się przebrać. Była zima. Właściwie jej początek. Nie było śnieżnie, umiarkowany wiatr, brak deszczu, pogoda sprzyjająca akurat mi. Chwilę po tym, można wręcz powiedzieć, że '' zleciała ze schodów '' Violetta. Była podekscytowana, zdenerwowana, szczęśliwa i zmartwiona. Nie miałam nawet czasu, aby zapytać o co chodzi. Wybiegła z domu szybciej, niż zeszła ze schodów. Spojrzałam kątem oka na stojące w salonie pianino. Tak długo, bez muzyki, bez Pabla. Tęsknie za nim. Nadal. Nigdy nie pozbieram się po jego śmierci, bo był moim najlepszym przyjacielem, wiernym przyjacielem. Tyle rzeczy przeżyłam razem z nim, tyle chwil, szczęścia i smutku. Usiadłam na skrzypiącym, lakierowanym stołku. Spojrzałam na nuty. Wygrałam z nich melodię, melodię szybką i energiczną. Podpisaną tytułem '' Regeneración ''. Byłam pewna, że została napisana przez Viole. Spojrzałam na swoje palce. Grały tak samo lekko jak kiedyś. Nie zmieniłam się, to nadal ta sama Angeles. No, może z nieco większym brzuchem i pierścionkiem na palcu. Powiedzmy jednak, że ta sama. Jako jedyna będąca w salonie, postanowiłam się zdrzemnąć. Od razu zanurzyłam się w głębokim śnie.
Około 2 godzin później, ogarnęłam swoje włosy z jednego wielkiego nie ładu, a następnie odebrałam telefon.
- Pan German Castillo ?
- Nie, nie ma go w domu, a coś się stało ?
- Jest pani członkiem rodziny, lub powiązaną w jakikolwiek sposób z panem Germanem ?
- Jestem jego narzeczoną. Powie mi pan w końcu co się stało ? - Robiłam się dość zdenerwowana i bałam się co usłyszę.
- Chodzi o Violettę Castillo. Została silnie pobita, ze skutkiem złamania prawej nogi, oraz szansy na dostanie paraliżu.
Serce podeszło mi do gardła. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przeanalizowałam sobie to wszystko w głowie. Upuściłam słuchawkę, na szczęście w porę ją złapałam.
- J, jak to pobita? Kto ją pobił? - Zaczęłam niemal krzyczeć. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
- Szpital na ulicy (..)
- Już tam jadę.
Nie miałam czasu, odwagi i planu aby powiedzieć o tym wszystkim Germanowi, jednak wtargnęłam do jego pokoju, usiadłam na krześle i opowiedziałam mu wszystko tak szybko, jak tylko to możliwe.
Bez odpowiedzi, zerwał się z krzesła, pośpieszył mnie, ale poczułam się dziwnie, wszystko zaczęło mnie boleć, i zaczęłam rodzić..
- German -
Pospiesznie spojrzałem na Angie. Skulała się z bólu. Wiedziałem, że rodzi. Wziąłem ją na ręce i wsadziłem na tylne siedzenie. Nie było czasu na wzywanie karetki. Pojechałem do szpitala, w którym również leży Violetta. Jechałem tak, aby nie spowodować żadnego wypadku. Na tylnym siedzeniu miałem rodzącą kobietę, rodzącą w siódmym miesiącu. Dojechałem, zanosząc Angie na salę porodową. Byłem zdenerwowany, ręce mi się trzęsły. Pobiegłem od razu na OIOM, gdzie leżała Violetta. Nie można było mi tam wejść. Zobaczyłem jej ręce, całe w siniakach. Usiadłem, uspokoiłem się, i próbowałem nie rozpłakać. Tutaj, łzy same pochodzą do oczu, nawet gdy ich nie chcę. Spojrzałem na jej twarz. Miała całą w bandażach, czerwoną, odwróciłem się gwałtownie, biorąc głęboki oddech. Dostałem wiadomość, że stan Violetty się poprawił. Mogłem dość spokojnie opuścić OIOM i wybrać się na salę porodową. Taka bieganina ? Cudownie. Ale gorzej to już być nie mogło. W sumie mogło. Mogłem połamać nogi, ręce i nie móc chodzić, wtedy to nie tylko one były by poszkodowane.
Po 3 godzinach otrzymałem nieliczne informacje. Angie urodziła wcześniaka, jest prawdopodobnie chory. Ważne, że ma sprawne płuca, mózg, ale nie nogi. To z nimi jest coś nie tak. Byłem zdenerwowany, zimny i co jakiś czas myślałem, że zemdleję. Ale trzymałem się. Wszedłem do Angeles. Spała, nie miałem zamiaru jej budzić. Zabroniono mi odwiedzać Violettę. Chociaż na razie. Usiadłem na krześle obok mojej narzeczonej. Oparłem głowę na rękach, powtarzając sobie w głowie '' Będzie dobrze ''..
____________________________________
Od razu usprawiedliwiam moją nieobecność. Był to 10 dniowy obóz. Staram się nadrobić. Cóż, nareszcie wzięłam się w garść i napisałam coś do końca. Pisząc to wszystko tak '' naraz '', czułam się jakbym oglądała jakiś film XDD
Kilka opinii - next.
DarUa.
Genialne czekam na next
OdpowiedzUsuńCudny *.*
OdpowiedzUsuńDawaj następny !
OdpowiedzUsuńTakie WTF mam na twarzy xD Taka akcja że nie nadążyłam xD Świetny rozdział jak zawsze ^^
OdpowiedzUsuńNexta dawaj! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuń¿ porque ? Los pobres Vilu y niño.
OdpowiedzUsuńEsto es realmente hm... sad y tocar.
Next please :-)